... z moją choinką. Po pierwsze miała być sztuczna - a była prawdziwa.
Po drugie miała mieć bombki - a nie ma,
po trzecie miała mieć lampki ledowe - ma "zwyklaki"
po czwarte miała być kolorowa - a nie jest
(tzn.jest po części bo jednak biel i
czerwień to też kolory ;) )
Zaczęło się od zrobienia przez ze mnie pierników
z masy solnej, mąż stwierdził
że do sztucznej choinki nie pasują i zakupił żywą.
Brak bombek - wszystko za sprawą mojej sąsiadki,
która zamówiła serduszka i zawieszki.
Gdy je uszyłam, tak się sama zachwyciłam,
i zaraz zabrałam się za partię dla mojego drzewka.
Jak zrobiłam zawieszki, to musiał też powstać czubek.
Za bardzo nie miałam pomysłu,
i koniec końców powstała gwiazda.
Do kompletu też uszyłam wianek,
wykrój znalazłam na blogu BrummBLOGGing
dość, że fajne wykroje to czyta się świetnie, polecam.
Dostałam też od pewnej przesympatycznej pani,
u której aktualnie pracuje mój mąż
taaaaki wór materiałów.
W nim właśnie były te cudowne materiały w
różnych czerwieniach, z nich właśnie
powstały moje ozdoby choinkowe oraz to co poniżej.
To co widzicie poniżej, to właśnie prezent dla tej kobietki,
a właściwie dla jej całej rodziny,
mam nadzieję iż cieszą ich takie podarki.
Na blogu hanulkowy dom zobaczyłam takie świeczniki,
a że miła koleżanka zamieściła schemat wykonania,
to zatarłam rączki i zabrałam się do pracy.